dzizas napisał(a):
Trzymam kciuki za pozytywny odzew potencjalnych odbiorców.
Nie ukrywam, że zazdroszczę wam tych "wycieczek". Na pewno nie jest łatwo, ale wrażeń macie mnóstwo.
Pozdrawiam
"wycieczka"
Fiat "Ducato" wersja max, zapakowany po sufit.
Czwartek - od miejsca zakwaterowania (uzależnione od miejsca zamieszkania znajomych) 1.5 godz. drogi przez centrum Londynu na miejsce targów.
Oczekiwanie na wolne miejsce umożliwiające wjazd i błyskawiczny rozładunek.
Na wyznaczonym dla nas miejscu montowanie konstrukcji stoiska, pucowanie gablot i wystawianie "eksponatów". Średnio 5-6 godzin.
Piątek - ubrania galowe i pierwszy dzień. B2B - rozmowy z już z nami współpracującymi i nowymi kontrahentami. Głośno, po przekątnej "magicy" ze swoimi decybelami. Po prawej w odległości jednego stoiska, centrum targów z niezmordowanymi DJ-ami. Ledwo słychać o co się klienci pytają. Powrót do domu ok 20:00. Głodni bo "jedzenie" na targach takie sobie. Zaopchać się można ale bez satysfakcji płynącej z jedzenia.
Sobota - open day. Od godz 9:30 dzień otwarty dla tłumu zwiedzających. "Sample free" - dozowniki robią furorę. Lejemy we czworo aby rozładować kolejkę chętnych do darmowej próbki. Bity "magików" i muzyka DJ-ów uzupełniają gęstą od pary atmosferę. Na bardzo dużym korytarzu stoją potykacze z informacją 'nie wapować na korytarzu", i........... w momencie włączenia nadmuchu na hali większość pary wypełnia korytarz. Szczelnie. Potykacze są mało widoczne co skutkuje natychmiastowym wapowanie na korytarzu, a to w związku z nowoczesnymi parownikami w rękach waperów tworzy się gęsty wielozapachowy smog. Głodni i zmęczeni wracamy do domu około 22:00.
Niedziela - jw. z tym że po godz 19:30 zdejmujemy służbowe mundurki i zaczynamy składanie. Najpierw eksponaty do kartonów, w ustronne miejsce, potem zabezpieczanie na czas transportu regałów i lad. Dozowniki wszystkie kupuje klient ze Stanów. Rozbieranie konstrukcji, składanie do kejsów, wywózka i pakowanie busa. Na czas składania stoiska wstrzymujemy się z "siusiu", potem jak już można skoczyć do WC to tylko po to aby stwierdzić że wszystkie już zamknięte. Za siusianie pod płotem kara 50 funciaków (pamiętamy jeszcze z listopadowych targów).Siusiu wieziemy do domu do którego zmęczeni i umorusani docieramy przed 23:00.
Rano o 3:00 w taksówkę i na lotnisko. W Świdniku lądujemy o 10:40. Chwała tym co zrobili lotnisko o pół godziny jazdy samochodem od domu.
W domu głośne westchnienie nareszcie. Co poniektórzy pójdą jeszcze do pracy.
Nie wszyscy mogli sobie westchnąć. Dwóch z nas odstawiło busa do Frankfurtu i w chwil kiedy piszę lecą samolotem do Warszawy. Westchną sobie dopiero dziś wieczorem.
A bus stoi sobie we Frankfurcie i czeka na nas. 12 kwietnia lecimy do niego i rozkładamy stoisko na
targach we FrankfurciePotem znowu, rozkładamy...............